Okazuje się, że na końcu świata można spotkać kogoś, kto na co dzień mieszka dwadzieścia kilometrów obok. Agata i Damian w trakcie swojej podróży po Kalifornii odwiedzili mnie w San Francisco, gdzie spędziłam chwilkę czasu uciekając od polskiej zimy. Spotkaliśmy się w południowej części miasta, gdzie stromizna ulic zaczyna robić się nie do zniesienia dla niewprawionego piechura, a wiatr rozwiewa włosy i zdmuchuje kapelusze. Cała okolica usiana jest górkami, z których rozpościera się powalający widok na centrum miasta, zatokę oraz Golden Gate. San Francisco od zawsze kojarzy mi się z nostalgiczną mgłą, jednak tego dnia widoczność była niesamowita. Zapraszam na kilka klatek z Tank Hill :-).